fot. Zuzia Pająk

Treningi treningami, ale nie byłoby całej frajdy gdyby nie możliwość sprawdzenia siebie i swoich psów w „warunkach bojowych”. Weekend 23-24 marca spędziliśmy zatem na zawodach XVIII Lubieszowski Cross organizowanych przez klub Cze-Mi.

Ekipą w składzie: Łajka, Jumbo, szanowny małżonek i ja już dzień wcześniej, w piątek, wyruszyliśmy w trasę. Do celu mieliśmy prawie 350 km, więc wyjazd zaplanowaliśmy wczesnym rankiem. Tradycyjnie mieliśmy opóźnienie, ale i tak, już po 9-tej byliśmy w drodze. Nie spiesząc się, z przystankami, spokojnie dotarliśmy na miejsce. Po drodze, na postoju, zupełnie nieplanowo spotkaliśmy nawet inną ekipę z Watahy Północy, z którą nota bene później dzieliliśmy nocleg (Buster Racing Team pozdrawiamy!).

Na miejscu, w Lubieszowie, bezpośrednio po dotarciu zameldowaliśmy się na stake oucie. Jumbo nas bardzo pozytywnie zaskoczył. Po pierwszych zawodach Łajki, nastawieni byliśmy na rozemocjonowanego psa, a tu… spokój:) Łajka już trochę nauczona, ale dodatkowo udzieliło jej się opanowanie Jumbka, również zachowywała się przyzwoicie. Jak na jej możliwości, oczywiście;)

Sporo zastanawiałam się czy brać ze sobą Jumbka, bo jednak nie zdążyliśmy potrenować wystarczająco dużo. Najpierw myślałam nad startem z nim na hulajnodze, ale po kilku próbach stwierdziłam, że to za wcześnie. Bieg zdecydowanie bezpieczniejszy, bo w razie czego po prostu do mety dojedziemy lub w najgorszym przypadku zrezygnujemy.

Ostatecznie zapisałam nas do dwóch klas: bikejoring z Łajką (Liga Zaprzęgowa) i canicross z Jumbo (Puchar Polski). Startu z Łajką byłam pewna, bo po pierwsze to dyscyplina, która nam obu bardzo się spodobała i po drugie mam plan wyrobienia licencji w tym roku. Start z Jumbo pozostał znakiem zapytania do ostatniej chwili;)

W sobotę o godzinie 10:00 odbyła się odprawa techniczna, a od 11:00 wystartowały pierwsze zaprzęgi. Mój pierwszy start (bikejoring) zaplanowany był na 11:37, kolejny (canicross) na 14:19. Sobota okazała się bardzo słoneczna i ciepła. Łatwo więc nie było, psom zwłaszcza. Z Łajki jestem bardzo zadowolona. Ona zawsze daje z siebie 110%. W tej parze zdecydowanie to ja jestem słabszym ogniwem. Na szczęście, po wymianie napędu w rowerze, sprawniej mi się jechało i choć techniki i kondycji jeszcze brakuje, to i tak było świetnie. W przypadku Jumbo przyjęłam strategię „zero oczekiwań”, więc tym bardziej pozytywnie się zaskoczyłam. Nie była to praca psa, której bym chciała, ale biegł z przodu, na naciągniętej lince. Nie ciągnął, ale też nie utrudniał;)

Drugiego dnia, w niedzielę, było zdecydowanie chłodniej, więc część tras została wydłużona. A właściwie wróciła do pierwotnego planu (to w sobotę, z powodu temperatur, było skracanie). Z Łajką lepiej wystartowałyśmy niż dnia poprzedniego (lepiej ustawiłam przerzutki), ale jechało się podobnie jak w pierwszym biegu. Jumbek natomiast tym razem postanowił wybrać się na spacer a nie na zawody;) Trybik zaskoczył dopiero mniej więcej w połowie trasy i jakoś się dokulaliśmy:)

Po dwóch dniach zmagań w bikejoringu w Lidze Zaprzęgowej zajęłyśmy 8. miejsce, a canicrosie w Pucharze Polski miejsce 11. Sporo pracy jeszcze przed nami, ale i tak dla samej przyjemności i sprawdzenia siebie w warunkach zawodów, warto było wystartować. Zwłaszcza, że atmosfera i organizacja zawodów na wysokim poziomie:)

Zapraszam również do obejrzenia fotorelacji 🙂