Fot. Pogoń za Wilkiem
Trochę czasu zajęło mi zebranie się za wpis na temat sobotniego biegu, ale w końcu się udało:) W minioną sobotę (29 lipca) miałam okazję po raz pierwszy uczestniczyć w 5. edycji imprezy, jaką jest Pogoń za Wilkiem. Ponownie trasa biegła w pobliżu jeziora Góreckiego w Wielkopolskim Parku Narodowym – jak dla mnie bomba. Uwielbiam biegi przełajowe i choć umieram na podbiegach, to zawsze chętnie w takich uczestniczę.
Pakiet startowy bogaty: numer startowy, koszulka, woda, batoniki i wafle ryżowe (zjedzone przez szanownego Małżonka), materiały od sponsorów, próbki karm i smaczki dla psa. No i medal, woda i arbuz ❤ na mecie. Nie zaglądałam do strefy wokół biura zawodników biegnących bez psów, a tam również atrakcje były, więc coś jeszcze mogło mnie ominąć z „materialnych” stron biegu. Narzekać więc nie było na co:)
Po dotarciu na miejsce imprezy, szybko zaparkowaliśmy (nie było z tym najmniejszych problemów) i udaliśmy się po odbiór wyżej wspomnianego pakietu. Najpierw trzeba było zameldować się z psem u behawiorysty na krótki „przegląd” i okazanie książeczki. Jak podeszłam, byłam trzecia w kolejce i już zaczęłam obmyślać co odpowiedzieć na pytanie o jakość posłuszeństwa psa;) ale Loki zaraz grzecznie usiadł obok nogi i całą procedurę tak wytrzymał – normalnie pies wzorowy! Pytanie więc nas ominęło! Nie wiem czy kudłacza za to znienawidzić czy pokochać jeszcze bardziej;) Po pozytywnym przejściu rejestracji psa, mogłam podejść okazać siebie i swój dowód osobisty i otrzymać numer startowy.
Bieg główny wystartował równo o 10:00, a bieg z psami 15 minut później. Z futrami startowały 23 osoby, więc mieliśmy sporo przestrzeni, nawet jak na wąskie leśne ścieżki. Zapobiegawczo ustawiłam się raczej w tyle stawki, ale Loki nieźle sobie radził z bliskim towarzystwem innych psów. Nawet bez większych problemów wyprzedzaliśmy. Po sytuacji z behawiorystą, znów pokazał, że jest dobrze wychowany:)
Fot. HernikTeam
Sam bieg, mimo cudnej trasy, był dla mnie dość ciężki. Dla Lokiego z resztą też. Gorąco i duszno. Przez moje problemy z alergią na pierwszych kilometrach prawie wyplułam płuca, bo wtedy Loki jeszcze mocno poganiał, a ja próbowałam za nim nadążyć;) Później razem znacząco zwolniliśmy. Nawet wtedy, kiedy zaczęło mi się lepiej oddychać nie poganiałam Lokiego, bo widziałam, że też mu ciężko. Zaliczył kąpiel w mijanym jeziorku, co raczej normalnie mu się nie zdarza:) Ochłoda w wodzie i moja wywrotka w międzyczasie sprawiły, że na metę dotarliśmy na 20. miejscu (na 23), bo przecież nie przez kiepską kondycję 😛 Nasz czas netto to 1:07:57 więc mówiąc całkiem poważnie, jestem zadowolona:)
Wysokość wpisowego wyniosła 70 zł (do 14 lipca) i 90 zł (po 15 lipca). Dodatkowo trzeba było opłacić możliwość udziału w imprezie na terenie WPN – 15 zł. Zapłaciłam więc 85 zł, co jest jednym z wyższych wpisowych, które dałam za bieg, ale jak już wyżej wspominałam, pakiet startowy był bogaty, a impreza udana. Z minusów – zabrakło mi wody dla schłodzenia dla psów, w dużych pojemnikach-wannach. Loki na szczęście sam sobie poradził, zażywając kąpieli na własną łapę;) Woda do picia (dla psów i biegaczy) została zapewniona.
Poza biegiem dla dorosłych i biegiem z psem (oba na 10 km), odbyły się również biegi dla dzieci na różnych dystansach. Dodatkowo odbywały się pokazy psich zaprzęgów w wykonaniu Watachy Północy oraz wiele innych. Imprezę jak najbardziej mogę polecić całym rodzinom. Ja na pewno jeszcze wrócę, oby z lepszym wynikiem;)
❤
Jak bardzo ja ubolewam że mnie nie było! No ale cóż, siła wyższa, 10 letni pies i 10 km biegiem zbytni w parze nie idą 😛 Zazdrościmy bardzo!
Dla Lokiego 3-latka było ciężko, więc jak najbardziej rozumiem.
Oj chyba bym nie dała rady tyle przebiec w jeszcze takim upale,a druga sprawa trochę drogo wychodzi ten bieg :/
I zalapalismy sie z Luna na zdjęciu 😉
Bardzo chciałabym się w takie coś zabawić, ale mój pies nie umie w cannicross a ja w bieganie…
A poza tym wszelkie imprezy tego typu mają dojazd taki, że samochód jest niezbędny.