fot. Przemysław Kądziołka, źródło: Hard Dog Race Poland

W zeszłym roku startowałam i bardzo mi się podobało. Oczywiste więc, że nie mogło mnie zabraknąć w tegorocznej edycji. Oraz Łajki razem ze mną. Mowa rzecz jasna o Hard Dog Race, czyli biegu z przeszkodami, który pokonuje się w parze człowiek-pies. Impreza odbyła się w Dzień Dziecka – czy można było lepiej go świętować? 🙂

Podobnie jak w zeszłym roku, również teraz wystartowałyśmy razem z drużyną Blogerzy Atakują. Na lini startu stawiliśmy się w 6 par:
• Amelia i Donner (Zamerdani.pl),
• Norbert i Apacz (Plemię Apacza),
• Ola i Aqua (Aqua – Alaskan Malamute / Dogoterapia 4 ŁAPY),
• Kasia i Bohun (Bohun Pies),
• Tomek i Haker (Psowaty.blog),
• no i oczywiście Łajka i ja 🙂

…ale zanim wystartowaliśmy, najpierw trzeba było dotrzeć na miejsce, czyli do miejscowości Góra Kamieńsk. Dla nas to prawie 300 km w jedną stronę. Moja fala startowa miała ruszyć o 9:45. Na miejscu chciałam być ok. 9:00, żeby ze spokojem załatwić wszelkie formalności związane z rejestracją i odbiorem pakietów startowych. Wyjazd z domu zaplanowaliśmy na 5:00 rano. Cały majdan wraz z Łajką, Vikingiem, małżonkiem i mną udało się skoro świt ogarnąć i wyruszyliśmy punktualnie(!) A w naszym przypadku nie jest oczywiste. Niestety mieliśmy pecha i utknęliśmy w korku spowodowanym kolizją na autostradzie na prawie 2 godziny. Pojawiło się ryzyko, że nie zdążę na zaplanowaną godzinę startu. Drużynę poinformowałam i zaczęłam się zastanawiać czy w ogóle jest sens jechać dalej… Na szczęście, po odświeżeniu sobie regulaminu, okazało się, że dla spóźnialskich jest możliwość wystartowania o dodatkowej godzinie, po wszystkich planowych startach. Czyli jedziemy, obojętnie czy zdążymy czy nie. Przecież sobie nie odpuszczę;)

Gdy ruch na autostradzie został przywrócony, ruszyliśmy i nie robiliśmy już żadnych przystanków. A mieliśmy je w planie. Udało się! Zdążyliśmy tak, aby wystartować z naszą ekipą:) Niestety dla mnie, byliśmy na styk i nie zdążyłam wcześniej niczego zjeść ani pójść do toalety. Prawdziwy HARD Dog Race 😉

Dzięki sprawnej pomocy Amelii i Jagody (Guru Pies Północy pozdrawiamy!) przy biurze zawodów, szybko załatwiłam konieczne formalności, odebrałam moją teamową koszulkę wykonaną specjalnie dla nas przez Koszulki Termoaktywne i byłam gotowa 🙂

Schemat trasy, źródło: Hard Dog Race Poland

Przed samym startem odbyła się wspólna rozgrzewka dla wszystkich startujących w jednej fali. Rozgrzani i już nieco rozruszani o 9:45 ruszyliśmy! Chyba dzięki temu, że na miejsce dotarłam na ostatnią chwilę, to nie zdążyłam się stremować, jak to zwykle mi się zdarza. A było czym się stresować! Pierwszy odcinek to podbieg. A raczej PODBIEG. Teren, na którym wyznaczona była trasa to stok narciarski. I właśnie na niego musieliśmy wbiec. Jakby tego było mało, to w jego trakcie trzeba było pokonywać kolejne przeszkody. Bardzo ucieszyłam się, że pierwszą przeszkodą zaraz po dotarciu na górę był wielki kontener z wodą. Łajka chyba też. Obie chętnie skorzystałyśmy z ochłody.

Później dla mnie była już sama frajda. Oczywiście trzeba było się natrudzić, pokonując kolejne przeszkody, ale przecież takie założenie tej imprezy. Ponownie najtrudniejszy okazał się dla mnie punkt z kojcem, po którym trzeba było przejść górą (wysokości dla mnie są straszne), ale dałam radę. Wyzwaniem był też kanał z wodą, gdzie wypatrzyłam żabę (fuj!). Dla Łajki chyba największym wyzwaniem był labirynt, bo siatka z której był zrobiony nie była dla niej całkiem oczywistą „ścianą” i po prostu chciała przez nią przejść 😉 Dość trudny był też tunel, bo nie do końca wiedziała co ma robić, ale koniec końców wszystkie przeszkody zaliczyłyśmy i nie musiałam robić żadnych przysiadów 🙂

Jedna z ostatnich przeszkód Hard Dog Race - kanał z wodą
fot. Katarzyna Twardosz, źródło: Hard Dog Race Poland

Trasa była trudniejsza niż w zeszłym roku. Było więcej podbiegów (zwłaszcza TEN jeden) i mniej wody (którą obie z Łajką lubimy), ale może właśnie przez to było bardziej satysfakcjonująco. Moim założeniem na starcie było „zero oczekiwań”, bo nie czułam się super przygotowana (krótko przed startem chorowałam), ale jestem zadowolona. Czas, w którym pokonałyśmy 6 km i 16 przeszkód to 55:19. Czas naszej drużyny Blogerzy Atakują to 1:52:48. Dał nam on 10 miejsce (na 24 drużyny), więc źle nie jest 🙂

Wspomniałam już, że za wygląd naszej drużyny odpowiedzialne były Koszulki Termoaktywne (wyglądaliśmy ekstra!). Zadbało o nas również jak zwykle niezawodne Belcando ♥ Dopieścili brzuchy naszych psich zawodników, przysyłając nam worki karm i paczuchy PsySmaków. Ucieszyłam się również z turystycznej miski, bo tę, którą otrzymałam jakiś czas temu, gdzieś zapodziałam…

Sam bieg to był oczywiście sprawdzian dla Łajki i dla mnie. I myślę, że zdałyśmy go całkiem nieźle. Małpiszon nie ma problemu z wykonywaniem żadnej dziwnej rzeczy, o którą ją poproszę;) Muszę się nawet pochwalić, że zarówno ja, jak i ona bawiłyśmy się świetnie!

Wypad na Hard Dog Race okazał się też sprawdzianem dla Vikinga. Nie było mnie rzecz jasna przy nim. Kibicował razem z Marcinem i z relacji wiem, że sprawował się bardzo dobrze. Cierpliwie czekał i nie marudził. Obydwoje, Viking i Łajka, świetnie znieśli długą trasę samochodem w obie strony. Oba pieski dostają więc maksymalne oceny! A kto wie? Może jeszcze kiedyś uda mi się wystartować z Vikingiem – z jego uciągiem żadna wielka góra nie będzie straszna!

Samą imprezę również oceniam bardzo bardzo wysoko. Świetna atmosfera, bardzo sympatyczni ludzie, zarówno w biurze zawodów, jak i na trasie biegu. Również nastroje wśród samych zawodników ekstra. Z rzeczy materialnych – bogaty pakiet startowy, który dokładnie obejrzałam dopiero po powrocie do domu i zdziwiłam się, ile gadżetów w nim się zmieściło. Nawet odpadł zeszłoroczny minus i koszulkę dostałam we właściwym rozmiarze 🙂

Z wielką chęcią będę wracać i startować ponownie. Polecam każdemu!

Koszulki Termoaktywne - logo
PsySmaki - logo
Hard Dog Race - logo