W ciągu jednego dnia podjęliśmy decyzję o adopcji psa. Po pięciu kolejnych był już u nas. Wszystko poszło szybko i niemalże bez zawahania.

Gdy zobaczyłam zdjęcia Vikinga serce od razu mi przyspieszyło. Też tak macie, że zwracacie baczniejszą uwagę na psy, które przypominają Wasze własne lub dobrze Wam znane? Tak właśnie było w tym przypadku. Jaki podobny do Łajki! – pomyślałam. No ale zdjęcia to nie wszystko. Krótki opis brzmiał:

Alaskan Husky, pies zaprzęgowy – idealny dla aktywnych ludzi, bo trzeba z nim trochę pobiegać. Ma na imię Viking i ma 5 lat, ma chipa, szczepienia i paszport. Nie niszczy mebli i nauczony jest załatwiać się na zewnątrz. Jest on trochę nieśmiały i nieufny do obcych ale nie agresywny. Może zająć trochę czasu zanim zaufa nowemu właścicielowi dlatego do tego czasu nie polecam spuszczać go luzem. Nigdy nie mieszkał w mieście gdzie jest masa ludzi, samochodów i zapachów także wszystko jest dla niego nowe. Będzie sprowadzony 1 maja z Norwegii.

ogłoszenie o adopcji Vikinga z facebooka

Zaprzęgowiec? Cudownie! Cóż, że nieśmiały i nieufny? Psy trafiające do adopcji często takie są. Poza tym mamy już doświadczenie z lękliwymi. Mamy też cierpliwość, żeby pracować nad takimi (i innymi) problemami. Postanowiłam odpisać na wiadomość, która trafiła do Fundacji Sfora Husky. Musiałam dopytać o więcej szczegółów i jeśli nawet okaże się, że Viking z jakiś powodów nie jest dla nas, to może chociaż zaproponować fundacyjną pomoc i dom tymczasowy.

Idealnie cała sytuacja zbiegła się w czasie z adopcją Jumbo. Zależało mi, żeby Łajka jak najkrócej była jedynaczką. Zdecydowanie służy jej obecność drugiego psa. A już od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad tym, żeby był to pies na stałe, aby oszczędzić stresów przy wprowadzaniu coraz to kolejnych oraz ograniczyć smutki po znalezieniu im domów. Dodatkowo Marcin nie wyraził sprzeciwu, więc właściwie postanowione!

Po rozmowie z dziewczyną, która ogłosiła Vikinga, coraz bardziej chciałam go poznać. Musieliśmy poczekać do 1 maja, bo wtedy miał przyjechać z Norwegii do Polski. Okazało się, że Vikinga przywiezie brat autorki ogłoszenia, więc później kontaktowałam się bezpośrednio z nim. Przedstawiłam siebie, opowiedziałam czym się na co dzień zajmujemy. Dowiedziałam się pokrótce dlaczego trafił do adopcji oraz umówiliśmy się na spotkanie. Początkowo plan był taki, że zostanie przywieziony bezpośrednio do nas, do Poznania. Niestety auto po długiej podróży zaczęło szwankować, więc musieliby przesiąść się do pociągu. Po krótkiej wymianie zdań wspólnie stwierdziliśmy, że to dodatkowe stresy w podróży – zwłaszcza, że Viking nie jest przyzwyczajony do kagańca. Zdecydowaliśmy się więc z Marcinem, że to my podjedziemy w okolice Bydgoszczy, gdzie ekipa się zatrzymała.

Właściwie do momentu, w którym ostatecznie umówiliśmy się na spotkanie, nie byłam pewna czy Viking trafi do nas. Ogłoszenie przecież trafiło nie tylko do naszej fundacji. Widziałam, że było wielokrotnie udostępniane, więc dotarło do ogromnej liczby ludzi. Mogło jeszcze nie spodobać się coś na spotkaniu na żywo. No ale jedziemy! 🙂

Spakowaliśmy dwie różne obroże, szelki (bo nie wiadomo, co będzie potrzebne). Wpakowaliśmy siebie i Łajkę do auta i 1 maja ruszyliśmy w drogę. Wczesnym popołudniem dotarliśmy na miejsce. Spotkaliśmy się na miejscowym wybiegu dla psów, bo to warunki bezpieczne i dość swobodne dla psów, żeby mogły się poznać. Poza Vikingiem czekała na nas suczka, która również przyjechała z północy, i którą Kamil sam postanowił adoptować.

Zapoznanie wypadło bezstresowo. Wielkiej miłości od pierwszego wejrzenia między psami nie odnotowaliśmy, ale stosunki okazały się być od początku poprawne. Viking rzeczywiście okazał się nieufny i dodatkowo ustępujący innym psom, więc zazdrośnica Łajka nie miała się na co wkurzać. Ustaliliśmy, że zabieramy chłopaka ze sobą 🙂

Przed wyjazdem w drogę powrotną, oczywiście jeszcze sporo gadaliśmy. Dowiedzieliśmy się, że Viking, jak kilkanaście innych psów, przebywał w czymś na kształt ośrodka turystycznego lub hotelu, pensjonatu. Oferowane są tam różne atrakcje, w tym między innymi przejażdżki psimi zaprzęgami. Sezon się jednak skończył i dla psów, które z jakiś powodów gorzej sprawdzały się w wożeniu turystów, po prostu nie ma miejsca… Nikt nie chce ich utrzymywać… Viking ze względu na swój nieśmiały charakter, nie odnajdywał się w wielkiej grupie psów. Natomiast całkiem nieźle dawał radę w parze lub małej grupie. Kamil postanowił poszukać domów dla psów, którym najprawdopodobniej groziłoby uśpienie, gdyby zostały na miejscu. Dla większości udało się znaleźć rodziny na miejscu, w Norwegii. Swoją Furu i Vikinga przywiózł do Polski.

Smutna historia Vikinga podpowiedziała nam trochę, czego możemy się po nim spodziewać. Pomoże nam to lepiej go zrozumieć i przepracować pewne rzeczy. Okazało się, że Viking i tak nie miał najgorzej. W tego typu turystyce bardzo przedmiotowo traktuje się zwierzęta. Służą jako narzędzie pracy i gdy nie przynoszą korzyści, bez wahania się ich pozbywa. Usłyszeliśmy o psiarniach liczących nawet 300 psów!

Jako osoby dość mocno zafascynowane daleką północą, mówiąc delikatnie, lekko się zawiedliśmy. Postanowiliśmy jednak nie generalizować. Przecież na całym świecie ludzie są różni. Na szczęście dla Vikinga, teraz dostanie swoją porcję potrzebnej mu uwagi ze strony człowieka. Liczymy, że szybko odnajdzie się w nowej rzeczywistości.

Na razie sprawuje się całkiem nieźle. W pierwszym kontakcie z nowymi osobami, psami i miejscami jest nieufny i bardzo ostrożny, ale ciekawość zwycięża 😉 W zaledwie kilkudniowym pobycie u nas, zaliczył już treningi z klubem Wataha Północy. Okazało się, że na stake-out odnajduje się znakomicie i mocno ciągnie go do biegania. Nie umiał poradzić sobie w pojedynkę, ale przypięty do hulajnogi razem z Łajką bardzo ładnie pracował. Musimy jeszcze nauczyć go komend, które stosujemy, poćwiczyć nad jego pewnością siebie i będzie z niego znakomity pies w dyscyplinach drylandowych 🙂

Viking i Łajka ciągną hulajnogę

Zdążyliśmy również poznać całą naszą ekipę ze sobą. Łajka i Viking jeszcze trochę na dystans, ale już całkiem nieźle współgrają. Natrętny Loki dla nieśmiałego Vikinga to nadal wyzwanie, ale i tak pierwsze spotkania wypadły całkiem dobrze. Na drugi dzień „nowy” już o wiele pewniej przekroczył progi Lokiego i potrafił nawet wyluzować i odpocząć!

Oczywiście, póki co, zawieszamy naszą działalność jako domu tymczasowego. Nie mówimy jednak, że na zawsze. Na pewno musimy poczekać, aż Viking się ogarnie i zacznie bezproblemowo i bezstresowo odnajdywać się u nas w domu i naszym życiu. A co przyszłość przyniesie, czas pokaże 🙂