#spacerwpoznaniu

Przy okazji spacerów z psem po przeprowadzce, zwiedzam części Poznania, w których dotychczas nigdy nie byłam. Mieszkam w tym mieście od urodzenia, ale „moje” rejony to zawsze była północna i zachodnia część. Teraz poznaję południe i wschód.

Niedawno udałyśmy się z Łajką na poznańskie Szachty. Uznałam, że to bardzo fajna okolica do spacerowania i pomyślałam o tym, jak wiele jeszcze jest w tym mieście i jego najbliższych okolicach miejsc, o których nie mam bladego pojęcia. Stąd właśnie zrodził się pomysł, żeby zebrać do kupy znane oraz nieznane miejscówki i stworzyć coś na kształt spacerowego przewodnika. Mam nadzieję, że powstanie z tego cykl postów na blogu. Zaczynamy od Szacht, zwanych również Gliniankami.

Szachty (Glinianki)

Szachty (także Glinianki) – zbiorcza nazwa używana przez mieszkańców Poznania na zespół glinianek, zlokalizowanych w dolinie Strumienia Junikowskiego w południowej części miasta, w dawnych osadach związanych z cegielniami – Rudniczem i Świerczewie. (…) Nazwa Szachty wywodzi się z języka niemieckiego, gdzie słowo Schacht oznacza szyb (dół), a schachten – wykopać. (…) Wszystkie cegielnie powstały w czasie wielkiego boomu budowlanego, jaki miał miejsce w Poznaniu na przełomie XIX i XX w., a związany był ze zlikwidowaniem niektórych obwarowań Twierdzy Poznań. Potem produkowały materiały budowlane na potrzeby miasta do lat 90. XX w., kiedy to zlikwidowano ostatnie z zakładów.

Wikipedia

Będąc jeszcze przy wyjaśnianiu nazw – glinanka to wyrobisko górnicze po odkrywkowej eksploatacji gliny, często zalane wodą. I własnie takie, zalane wodą, znajdują się na poznańskich Szachtach. Dzięki temu okolica jest bardzo malownicza. Sporo zbiorników wodnych, z wysepkami, często przedzielonych groblami. Wyobrażam sobie, że w innych porach roku, musi tam być jeszcze piękniej. Na wiosnę, a później lato i jesień, z pewnością osobiście się przekonam.

Jeszcze kilka lat temu nawet nie pomyślałabym, że można udać się tam pospacerować. Co prawda nie znałam w ogóle tych rejonów, ale opinia o okolicy nie była za dobra. Same nieużytki. Jednak w ostatnich czasach tereny przeszły rewitalizację. Powstały alejki, postawiono ławki i kosze na śmieci. Ustawione zostały też drogowskazy i tablice edukacyjne, z których można dowiedzieć się o florze i faunie, a także historii okolicy. Są nawet punkty widokowe i miejsce na ognisko. Z tego co się orientuję, to nie koniec przemian. Tereny są naprawdę spore, a „wyremontowana” została tylko część. Krążą również pogłoski o budowie wieży widokowej.

Nasz spacer

Jak już wspomniałam, nie cały teren Szacht jest zrewitalizowany. A my nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy również nie zapuścili się w te „dzikie” rejony. Oczywiście do domu wróciliśmy cali ubłoceni, podłogi w mieszkaniu nadal błagają o mopa, ale było warto. Osobiście wolę niewyasfaltowane ścieżki. Choćby dlatego, że lepiej się na nich biega (staram się unikać twardych nawierzchni, zwłaszcza w biegach z psami). Rozumiem jednak, że ładne parkowe alejki są również potrzebne. Zapewne właśnie takie powstaną w kolejnych częściach glinianek. Boleję, że u nas nie buduje się takich dróżek, jakie widziałam w Budapeszcie – alejka asfaltowa, a wzdłuż niej wąska ścieżka dla biegaczy z odpowiednią nawierzchnią. Zabrzmię może jak stara baba, ale twarde nawierzchnie to już nie na moje biodra;) No i łapy psów nie dostawałyby w kość. Ale skoro mówimy o terenach spacerowych, to już przestaję się czepiać:) Biegać można w końcu gdzie indziej.

W okolice Szacht dotarliśmy samochodem. Gdy jechałam tam pierwszy raz miałam obawy o to, czy znajdę miejsce do parkowania. Tutejsza dzielnica to szeregowce i domki jednorodzinne, ale trafiłam na mini kompleks handlowy przy ulicy Leszczyńskiej, więc sporo miejsca postojowego dostępnego. Stąd już kilka kroków na tereny zielone.

Przechadzkę rozpoczęliśmy od Stawu Edy, potem udaliśmy się nad Staw Rozlany. Ten drugi nie jest w całości otoczony nowymi alejkami. Asfalt kończy się mniej więcej w połowie drogi. Przy obecnej pogodzie musieliśmy trochę się prześlizgać po błocie. Pamiętajmy, że to glinianki, więc nawierzchnia przy odrobinie wilgoci robi się dość śliska. Na szczęście błoto nam niestraszne, tym bardziej psom, więc pomaszerowaliśmy dalej. Tym razem, oprócz Łajki, towarzyszyli mi szanowny małżonek i Chinouk. Oni bez kondycji, więc na okrążeniu tych dwóch stawów zakończyliśmy wędrówkę.

Po drodze można podziwiać świetne widoki. Gdy drzewa pokryją się liśćmi będzie można poczuć się, jakby było się naprawdę daleko od miasta. Obecnie na horyzoncie widać zabudowania. Choć może tym bardziej można docenić tereny zielone w Poznaniu – zawsze się cieszyłam, że jest ich tutaj tak dużo. Na Szachty z pewnością będę wracać, zwłaszcza, że jeszcze nie wszystkie zakamarki odkryte:)