Doszło do tego, że już nie pamiętam kiedy nie narzekałam na brak czasu. Jednak są takie wydarzenia, na które czas zawsze się znajdzie. Tak właśnie było z propozycją wyjazdu do fabryki Bewital. Jakiś czas temu dostałam zaproszenie, więc trzeba było spiąć wszystko tak, aby móc. Takich okazji po prostu się nie marnuje.

Zaproszenie dostałam od firmy ZOO-HURT, z którą współpracuję już od jakiegoś czasu. Wyjazd został zaplanowany na czwartek, 5 października. Wylot z Warszawy do Dusseldorfu o 7:30. Pan Przemek i Ewelina z ZOO-HURT jechali z Zielonej Góry, więc udało mi się dosiąść w Poznaniu. Na Okęciu umówieni byliśmy jeszcze z Kasią z Maybe Chart, Amelią z Zamerdani oraz Kamilą z Zapsieni w Sieci. Po dotarciu na miejsce pociągiem dotarliśmy do Borken, stamtąd busem do Sudlohm-Oeding, czyli celu naszej podróży.

Po dotarciu do fabryki, czekał na nas poczęstunek. Właściciel Bewitalu opowiedział trochę o firmie, obejrzeliśmy prezentację na temat technologii produkcji, a następnie przystąpiliśmy do gwoździa programu czyli zwiedzania:) Zobaczyliśmy linie produkcyjne mokrej i suchej karmy oraz laboratorium. Teraz z całkowitą pewnością mogę Was zapewnić, że treść etykiety ze składem o świeżym mięsie jest prawdziwa:) Parafrazując słowa Amelii – zobaczyłam produkcję i nadal będę kupować produkty Belcando.

Po obejściu fabryki, mieliśmy już właściwie czas dla siebie. Udaliśmy się do hotelu, zjedliśmy kolację i do późna rozmawialiśmy o wrażeniach minionego dnia:)

Następnego dnia również odwiedziliśmy Bewital. Tym razem zapoznaliśmy się z tematem social media – „życiem” marek Belcando i Leonardo w ogólnie pojętych przestrzeniach internetu. Sprawy dość mocno powiązane z moją profesją, więc dla mnie interesujące:)

Nie mogłybyśmy oczywiście nazwać się blogerkami bez całej foto-oprawy naszego wyjazdu;) Czas na sesje musiał być – mam nadzieję, że nie wzięli nas za zupełne dziwaczki;)

Znalazł się również czas na małe zwiedzanie. Moja stopa dotknęła nawet holenderskiej ziemi;) Niestety nieubłaganie czas naszej wyprawy dobiegał końca i w piątek około godziny 19:00 ruszyliśmy busem w drogę powrotną. Oczywiście także w jej czasie zaliczyliśmy trochę przygód – m.in. pożar na autostradzie oraz towarzystwo pana kierowcy-gawędziarza. Takie „smaczki” sprawiają, że doświadczenia zmieniają się w świetne wspomnienia, więc w ostatecznym rozrachunku nie ma na co narzekać:)

Razem z Kamilą wysiadłyśmy w Poznaniu, żegnając resztę ekipy. I także tutaj nie poszło zupełnie gładko – pociąg Kamili do Szczecina miał ponad 140 minut opóźnienia! Razem z moim mężem postanowiliśmy zaczekać razem. Na szczęście czas w dobrym towarzystwie mija szybko:) Zwłaszcza, że było o czym gadać – Belcando weszło na wyższy poziom współpracy z blogami. I to poziom bardzo ciekawy:)

Teraz czas na planowanie kolejnych spotkań, bo że takie będą jestem pewna. Pytanie tylko kiedy i gdzie?:)