13 kwietnia to dla mnie szczególna data. Dziś mija równo rok odkąd nie ma mojego pierwszego psa – Foresta. Nie wiem czy ktoś z Was już przechodził odejście przyjaciela… Do teraz zdarza się, że łzy same napływają do oczu, jak o nim pomyślę.

Forest był z pseudohodowli. Kupiony przez moją rodzinę. Niestety dopiero z obecną świadomością to wiem. Wtedy zupełnie nikt z nas nie zdawał sobie sprawy. Po prostu kupiliśmy psa. I chociaż jest mi wstyd, że wsparłam taki proceder, to jednak nie żałuję. Bo nie żałuję, że Forest z nami był.

Tak samo nieświadomie wybraliśmy rasę – husky (choć po czasie wydaje mi się, że bardziej mix husky-malamut). Kto zna trochę specyfikę ras północnych, wie, że to kiepski pomysł dla początkujących właścicieli. Jednak dla nas okazał się idealny i jak widać kolejny pies też tej samej rasy. Nie sądzę, żeby to kiedykolwiek się zmieniło.

Prawie od roku mamy Lokiego i nie zamieniłabym już go na żadnego innego, ale jednak pierwszy pies wywiera spory wpływ na człowieka. Każdy kolejny jest do niego porównywany. Ze mną i z mają rodziną tak właśnie jest. Ciągle się u nas słyszy, że Forest zrobiłby inaczej, tamto lubił tego nie. Po adopcji Lokiego długo myliły nam się imiona. Jeszcze teraz, po już dość sporym czasie, zdarza się zawołać: Forest!

Po odejściu Foresta kolejny pies pojawił się bardzo szybko, po miesiącu. To, jak zrobiło się pusto w domu było wprost niewyobrażalne. Absolutnie nie do zniesienia. Dlatego decyzja o przyjęciu Lokiego zapadła tak szybko. Nie uważam jednak, że brak Foresta został zastąpiony Lokim. Nie da się tego zrobić. To zupełnie dwa różne psy. Za Forestem ciągle tak samo tęsknimy. Zaczęło się po prostu odrobinę znośniej żyć i wracać do porządku dziennego.

Forest żył prawie 11 lat. Ciągle sobie mówimy, że mógł dłużej, bo właściwie nie chorował. Na samym końcu miał trochę problemów, dokładnie nie zdążyliśmy poznać przyczyny i diagnozy, ale ogólnie cieszył się dobrą formą.

Myślę, że miał dobre życie. My dzięki niemu na pewno.

Próbowałam napisać ten post bez urojenia łzy, ale się nie udało. Szczerze powiedziawszy, płakałam jak bóbr. Może tego nie widać, bo tekst nie jest bardzo emocjonalny, nie umiem jeszcze na taki się zdobyć, ale uwierzcie, że czuję się jakby wcale ten rok nie minął…

Dzięki, że byłeś, Prosiaku!