W pierwszy weekend listopada odbyły się zawody psich zaprzęgów Szczekowyje w BUKu w miejscowości Rudy w województwie śląskim. Była to pierwsza impreza z tego cyklu, a zorganizowały ją Klub Sportowy „Wilczy Pakt” i Klub Trango.

Gdy tylko, przeglądając facebooka, trafiłam na informację o tych zawodach, wiedziałam już, że w nich wystartuję. Męża nie trzeba było na szczęście namawiać. Jako, że termin okołoświąteczny to i z wolnym długim weekendem w pracy nie było problemów. Same zawody to sobota i niedziela, ale postanowiliśmy być na miejscu już w piątek. Podobnie z resztą jak większa część uczestników. Nie zdecydowaliśmy się tym razem na nocleg w aucie na stake-oucie, bo marzliśmy w Wieliszewie w kwietniu, więc listopadowa pora nie wróżyła nic dobrego. Długo nie szukałam psiolubnego hotelu. Nocleg szybko zarezerwowałam, wpłaciłam startowe i pozostało czekać na wyjazd.

Dla Łajki był to pierwszy wyjazd z noclegiem. Nie wliczając oczywiście pobytów u moich rodziców. Lepiej może powiedzieć, że był to pierwszy wyjazd do obcego miejsca z noclegiem. Zapobiegawczo zabraliśmy ze sobą klatkę kennelową. I rzeczywiście Łajka chętnie w niej przebywała, bo to jednak znajomy domowy element na obczyźnie. Niestety w nocy lekki stresik miała i uruchamiał się w niej pies stróżujący na każdy szmer dochodzący z korytarza. Pozwoliliśmy więc jej spać z nami w łóżku, by podnieść jej poczucie bezpieczeństwa (i pozwolić sąsiadom zza ściany spać).

W piątek, po dotarciu na miejsce i zameldowaniu się w hotelu, udaliśmy się na stake-out i do biura zawodów. Na miejscu czekała już na nas część ekipy z klubu Wataha Północy. W krótkim czasie zjawili się pozostali i wspólnie poszliśmy do biura zawodów zarejestrować się i przejść odprawę weterynaryjną. Mi z jednym psem poszło szybko, ale jednak ogółem trochę to zajęło. Na szczęście w dość wesołej atmosferze:) Później został już tylko czas na małe ogarnięcie listy startowej dnia kolejnego i spotkania towarzyskie;)

W sobotę miałam zaplanowany start na godzinę 15:20, więc dość późno. W klubie jednak jest się również po to, żeby pomóc innym np. odprowadzić zaprzęg na start i na mecie odebrać. Ja również starałam się zrobić jak najwięcej zdjęć. Czas zatem szybko minął i zanim się obejrzałam sama kierowałam się na linię startu. Podobnie z resztą sytuacja miała się dnia następnego – z tym, że niedzielna lista startowa była uzależniona od wyników z soboty. Drugiego dnia startowałam o 13:16.

Trasa dla canicrossu wyniosła ok. 4,5 km. Nie była łatwa. Było sporo podbiegów, trochę błota, kałuże… Te ostatnie to dla mnie szczególne wyzwanie, bo Łajka to przecież w połowie wydra;) Wszystko umiejscowione było w wyjątkowo urokliwym lesie. Do tego jeszcze wokół prawdziwa Złota Polska Jesień, więc mimo wszystko biegło się wspaniale! Moje wyniki z soboty i niedzieli to kolejno: 00:22:27 i 00:23:16, co dało łącznie wynik 00:45:43 i 7. pozycję.

Niestety drugiego dnia nie udało mi się poprawić czasu. Miałyśmy dość kiepski start. Tuż za nami ruszyła obsługa techniczna na quadzie, co wystraszyło zarówno mnie, jak i Łajkę. Ja tylko dostałam lekkiego zawału, ale Łajkę wytrąciło z równowagi na początkowym odcinku. No i kosztowało to nas te 2-3 sekundy. Mimo wszystko jestem zadowolona. Łajka biega bardzo ładnie, pracuje przez cały dystans i nie trzeba jej do tego specjalnie zachęcać. Jedynie jakakolwiek woda na trasie potrafi być przeszkodą;)

Gratuluję ekipie z mojego klubu super wyników i miejsc na podium! Dziękuję organizatorom za wspaniałą imprezę i mam nadzieję, że do zobaczenia za rok:)

A już w najbliższy weekend widzimy się na zawodach w Szamotułach-Koźlu ❤