Ostatnia niedziela okazała się dniem wolnym, ale spędzonym aktywnie. Rano bieg z cyklu City Trail, a po południu spotkanie ze znajomymi, spacer i kawa. Pomysł zabrania futrzaków do knajpy powstał już jakiś czas temu i w końcu była okazja, żeby go zrealizować. Czy się udało? Zapraszam do lektury:)

City Trail

Po raz pierwszy na większy bieg zabrałam ze sobą Łajkę. Wcześniej biegłyśmy w Run Hau Poznań (wpis tutaj), ale pod względem liczby uczestników City Trial to inna bajka. W strefie wokół biura zawodów Łajza nie wiedziała co ze sobą począć – wszystko ją interesowało. Trochę się zmartwiłam, że tak mocno nakręca się głośną atmosferą dookoła, ale na szczęście po kilku chwilach się uspokoiła. Właściwie nadal była rozbiegana, ale już na poziomie sobie właściwym, czyli po prostu typowa Łajeczka:)

Po odebraniu numeru startowego zostało nam jeszcze trochę czasu, a wiedząc, że Małpiszon i stanie w miejscu nie idą ze sobą w parze, pokręciłyśmy się po okolicy. Ku mojej radości nawet kupka została zaliczona;) Powoli zaczęłyśmy kierować się w stronę startu, czyli jakieś półtora kilometra dalej. Idealny odcinek na mały truchcik w ramach rozgrzewki. Już wiedziałam, że na trasie będzie interesująco, znaczy błoto, woda i resztki lodu. Ale co to dla nas?:)
Jeszcze chwila oczekiwania tuż przed linią startu i poszlim! Jestem naprawdę dumna z Łajeczki. Zero rozproszenia, ładna praca i nie zaczepianie nikogo po drodze. Nawet psy kibiców po bokach trasy nie były w stanie nam przeszkodzić:) Nieskromnie przyznam, że z siebie też jestem dumna. Mimo błota, biegło się ekstra. No i życióweczka wpadła;) 26:15 na 5 km nie jest to może czas godny pozazdroszczenia, ale ja jestem zadowolona i czuję, że w tym sezonie będzie tylko lepiej:)
Po biegu tradycyjnie ciepła herbatka (uwielbiam City Trail za to!), dla Łajeczki woda i mogłyśmy zbierać się do domu, bo przed nam jeszcze inne plany tego dnia:)

Walk&coffee

Po południu umówiona byłam wraz z kilkoma innymi osobami z grupy Północniaki Poznaniaki na poznańskiej cytadeli. Znów zabrałam tylko Łajeczkę, bo wiedziałam, że dwa psy będą nie do ogarnięcia przez jedną osobę. Loki już bardziej sprawdzony w takich bojach, więc była okazja zobaczyć jak zachowa się Małpiszon. Spacer poszedł całkiem nieźle, choć widziałam, że młoda chętnie pobiegałaby sobie z innymi psami spuszczonymi luzem. Na szczęście nie była sama i jakoś zniosła straszne tortury na lince;) Po odkurzeniu starych kątów na cytadeli, udaliśmy się grupą, powiększoną jeszcze o osoby nowoprzybyłe do knajpki Umberto. I tu miłe zaskoczenie, bo nie wystraszyli się 6 dużych psów. W tym jednej malamutki Aquy🙂 Okazało się, że nie byliśmy jedynymi zapsionymi klientami:) Można orzec, że to naprawdę psiolubne miejsce:)
Ciężko powiedzieć, że cała nasza gromadka zachowywała się idealnie, ale myślę, że było całkiem przyzwoicie. Tak jak się spodziewałam, Łajce brakuje jeszcze cierpliwości w wysiadywaniu w jednym miejscu, ale dało się ją ogarnąć. Pomysł jak i samo wyjście uważam za jak najbardziej udane:)

Trzeba będzie jeszcze to powtórzyć:)