fot. HernikTeam

Cytując za Wikipedią, Canicross to oficjalna dyscyplina sportowa należąca do grupy sportów psich zaprzęgów. Polega na bieganiu z psem upiętym na smyczy z amortyzatorem (długości ok 2,5 w rozciągnięciu), łączącej się z pasem na talii maszera. Pies biegnie przodem pomagając tym samym w biegu zawodnikowi. Wyścigi tej dyscypliny odbywają się w warunkach bezśnieżnych. Jest to ta dyscyplina, którą próbuję uprawiać z Lokim. No właśnie… próbuję. Idzie nam dość średnio.

Można powiedzieć, że zabierając się za wspólne biegi bez wiedzy, na zasadzie – zakładamy szelki i biegniemy, „zepsułam” psa. Właściwie to zepsuliśmy, bo z Lokim biega również mój brat. Na szczęście psy to mądre stworzenia i można je „naprawić”. Jest to co prawda trudniejsze niż zaczynanie od zera, ale da się.

Postanowiłam więc wprowadzić plan naprawczy, aby nasze wspólne bieganie zamienić w coś, co da się nazwać canicrossem.

Najpierw mała analiza naszych dotychczasowych poczynań.
Wcześniej biegałam na dystansie ok. 10 km. Za dużo. Dystans skróciłam do 5 kilometrów. Wydaje mi się, że przy naszej jakości biegania nadal za wiele. Loki po prostu się rozprasza. Jeszcze nie jest w stanie wytrzymać tak długo w skupieniu na treningu.
Poniżej znajdziecie dwa screeny z mapkami z Endomondo z zapisem naszych biegów. Schemat wygląda prawie zawsze tak samo. Najpierw ruszamy dość raźnie, bo Loki jest podjarany wyjściem i ochoczo biegnie naprzód. Jak minie mu pierwsza euforia, to zaczyna interesować się otoczeniem (węszy, rozgląda się, obsikuje). Tu najgorzej działają jakiekolwiek komendy z mojej strony. Najczęściej w tym momencie (jeśli to bieg od rana) zbiera się Lokiemu na „grubsza potrzebę”. Średnio drugi kilometr jest naszym najgorszym (czerwony kolor). Później tempo nam się nieco zwiększa, więc zaczynam tym bardziej chwalić i zachęcać. Przyspieszamy. Czwarty kilometr jest najlepszy (zielony kolor). Niestety później się pogarsza. Zapewne wpływa na to również moja kondycja. Właściwie jej brak;) Jak biegnę sama jako-tako utrzymuję tempo, ale nie oszukujmy się, też muszę się podciągnąć. Również po Lokim widać niestety, że nie tyle jest zmęczony, co spada mu motywacja do pracy. Dlatego właśnie uważam, że jeszcze większe skrócenie dystansu wyszłoby nam na dobre.

Jak pisałam wyżej, w biegach Lokiemu towarzyszy również mój brat. Z jego kondycją jest zdecydowanie dużo lepiej niż z moją. Jest w stanie biegać częściej, dłuższe dystanse i w większym tempie. Właściwie codziennie zabiera Lokiego ze sobą. I to kolejny powód „psucia” psa. Biega po prostu za dużo. Z tego co wiem Tomek nie pilnuje, żeby Loki cały czas był skupiony na pracy. Po prostu biegną. Loki często obok, zamiast pracować na przedzie. Wychodzi na to, że to będzie mój największy problem – wyedukować brata:) Sama zrezygnowałam z części biegów z psem (obecnie raz lub dwa w tygodniu), choć naprawdę bardzo to lubię. Wolałabym, żeby Loki biegał 3, maksymalnie 4 razy w tygodniu, po najwyżej pięciokilometrowej trasie. Dobrze by było dla jego motywacji, aby miał pewien niedosyt biegania. Aby każde wyjście było czymś naprawdę ekstra i miał ku temu wiele chęci.

Na pewno błędem z naszej strony jest również wybieranie często tej samej trasy. Po prostu mamy w pobliżu jezioro, którego okolice bardzo lubimy. Loki jednak zna już te ścieżki na wylot i ciężko jest stwierdzić czy reaguje na komendy „lewo” i „prawo”, czy po prostu biegnie na pamięć. Poza tym, ma tam swoje ulubione przystanki. Na szczęście już raczej bez większego trudu udaje mi się go odwołać od ulubionych miejsc i po prostu przebiec obok nich. Nie jestem jednak pewna czy mój brat robi to samo;)

Trochę inaczej niż opisuję wyżej wygląda sytuacja na zorganizowanych biegach. Zwłaszcza jeśli biegną tam również inne psy, chociaż nie jest to warunkiem koniecznym. Wtedy Loki ma jakiś odruch stadny i goni za innymi. Biegnie się naprawdę super. Czuję, że wreszcie mnie ciągnie i znacząco przyspieszamy. Choć nawet wtedy zdarzają mu się momenty rozproszenia i gdzieś na chwilę musimy przystanąć, żeby obwąchać i obsikać.

Aby wszystko podsumować i móc łatwo i czytelnie trzymać się planu:

1. Skrócić dystans.
2. Robić mniej treningów z psem.
3. Urozmaicać / zmieniać trasę.
4. Zrobić komendę „Biegnij/Naprzód”
(zdecydować się na jedno wspólne hasło).
5. Praca w rozproszeniu.
6. Utrwalać komendy na kierunki.
7. Pracować nad własną kondycją.
8. Mieć plan!

Może macie jeszcze jakieś patenty, które mogłyby sprawdzić się w naszej sytuacji? Chętnie przyjmę każdą radę i konstruktywną krytykę 🙂

Cieszę się, że Loki jest nauczony i rozróżnia dwa komplety smycz-obroża na zwykły spacer (wtedy nie ciągnie) i smycz-szelki do biegania (bardziej rwie do przodu).
Cały czas zbieram się na odwagę, aby udać się na trening drużyny zaprzęgowej (jest taka możliwość). Mam nadzieję, że w końcu się zdecyduję i przeżyję;)